Jest to dość dołujące i od razu każe zadać sobie pytanie, jaki to ma sens? Po co trenować, jeśli być może nie urodziliśmy się, aby być mistrzami w tym sporcie? Może lepiej od razu za pomocą testów genetycznych sprawdzić, czy nadajemy się do sportu, i jeśli wyjdzie słabo po prostu dać sobie spokój?
Może być tak, że ciężko i systematycznie trenujesz, robisz to mądrze, wchłonąłeś setki książek, a koniec końców okazuje się, że postęp jest mizerny. A ktoś obok, robi to głupio, bez żadnej podbudowy w postaci wiedzy, i po prostu biega lepiej i szybciej od ciebie. Bo wygląda na to, że on po prostu ma coś takiego, co mu w treningu i w wynikach pomaga. A Ty tego nie masz.
Badania naukowe wykazały, że geny mają wpływ na nasze wyniki sportowe. I może rzeczywiście być tak, że jednym jest łatwiej, a innym trudniej. Całe szczęście okazuje się, że wpływ tych odmian genów nie jest aż tak duży.
Podobnie jak w przypadku odpowiedniego układu genów, na wyniki sportowe mają również wpływ inne zewnętrzne czynniki, na które nie za bardzo możemy wpłynąć. Przede wszystkim nasz zegar biologiczny, który nieubłaganie tyka, choćbyśmy przed całym światem zatuszowali datę naszego urodzenia. Trzeba też pamiętać, że zaczynając zabawę ze sportem w późniejszym wieku mamy do odrobienia dużo zaległej pracy domowej, a nasz wiek dodatkowo sprawia, że jest to znacznie trudniejsze niż byłoby chociażby dziesięć lat wcześniej.
Nie jest jednak tak tragicznie. Pozostaje wiele czynników, na które mamy wpływ i które mają bardzo ważny wpływ na efekty treningu. Najważniejsze z nich to sen, odżywianie oraz regeneracja. Możemy żyć mądrze, mądrze trenować, mądrze się regenerować. Chociażby dzięki temu zmniejszymy ryzyko kontuzji, która mogłaby ukraść efekty naszej mozolnej pracy i oczywiście dodatkowo zwiększymy efekty tej pracy.
Wracając do badań, dawniej uważało się, że geny wpływają na wyniki w sporcie w ponad 50%. Zgodnie jednak z ostatnimi badaniami ten wpływ nie jest aż taki duży. Ale nadal może na tyle znaczący, że możemy mieć trudność z dostaniem się na olimpiadę. Czy to tak przeraża? Chyba nie. Bo koniec końców powinniśmy dojść do wniosku, że największą przyjemność przynosi każdy krok wykonany w naszym treningu naprzód.
Podobno największe szczęście przynoszą chwile. Chade-Meng Tan w książce "Joy on Demand. The Art of Discovering the Happiness Within" napisał o koncepcji thin slices of joy, czyli o radości z małych chwil, które przeżywamy na codzień. Chodzi o to, że mamy tendencję do szukania szczęścia w wielkich wydarzeniach, które najprawdopodobniej nigdy nie nastąpią. A tymczasem pod naszym nosem rodzą się malutkie pajdki radości (jak to sam przetłumaczyłem), które po prostu trzeba nauczyć się dostrzegać.
W naszym codziennym życiu jest wiele radości, ale łatwo jest ją przegapić, gdyż nie jest zbyt intensywna i trwa tylko chwilę. Jest ograniczona w czasie i przestrzeni: trwa krótko i tylko w wybranych miejscach. Jeśli więc zmienimy sposób postrzegania, będziemy wiedzieli jak ją znajdować.
Czy w treningu biegowym chodzi o to, aby czekać na jakiś jeden wyjątkowy moment, który da nam wyjątkowe spełnienie? Czy taka odległa wizja czegoś trudnego do spełnienia będzie wystarczającą motywacją do ciężkich treningów i codziennych poświęceń? No i czy myśl o tym, że może urodziliśmy się nie z tym wariantem genów co potrzeba, nie sprawia że odległe, wielkie cele zostają przyćmione poczuciem, jak wiele jest czynników, na które nie mamy wpływu?
A może jednak warto cieszyć się drobnymi sukcesami i radościami, które w treningu biegowym zdarzają się może nie codziennie, ale na pewno można je odnaleźć gdzieś wiele razy w roku. A to przy okazji treningu, który poszedł nam wyjątkowo dobrze, a to przy okazji tego, że pobiliśmy rekord życiowy o kilka sekund. A może po prostu powodem do radości jest uczucie, że kilka miesięcy temu pokonywaliśmy tą górkę z większym mozołem, a teraz idzie nam łatwiej.
Nie ważne jest to, że inny uważają tempo naszego biegania za żółwie, kiedy każdy krok naprzód w tym żółwim tempie przynosi nam radość. Bo chodzi właśnie o to, aby porównywać się ze sobą sprzed miesiąca czy roku i patrzeć czy się rozwijamy, a nie porównywać się z innymi, bo to spełnienia nie przynosi.
Szukajmy zadowolenia i radości w sobie i w drobnych krokach naprzód. Nauczmy się postrzegania miejsc i chwil, kiedy tę radość można znaleźć. Dbajmy o wszystkie elementy treningu, i te sportowe i te pozasportowe, na które mamy wpływ. I obserwujmy rezultaty naszych poczynań. Jeśli będą mądre, postępy pojawią się na pewno. Nawet jeśli genetyka nie stanęła po naszej stronie, jesteśmy w stanie nadal iść naprzód z tym co mamy. I to jest coś, co może nam jeszcze przynieść bardzo dużo radości. Może nawet więcej, niż gdybyśmy byli genetycznie predestynowani do wielkich sukcesów.
Jeśli natomiast będziemy walczyli z tym, na co wpływu nie mamy i próbowali udawać, że jesteśmy lepsi niż jesteśmy, nasz trening stanie się pozbawiony rozsądku i pojawią się w nim pasma rozczarowań. Na dodatek istnieje duża szansa, że stracimy przy tym zdolność postrzegania tych najważniejszych drobnych chwil radości.
Genes and Elite Marathon Running Performance: A Systematic Review